Postanowiłem odświeżyć Bloga.
Sezon trochę mnie wykończył, ale już ostatnia prosta i niedługo wracam do Gdańska łączyć wszystkie elementy zebrane przez wakacje w jedną całość.
Gdy to nastąpi, uciekam w morze !
Najpierw kilka informacji co działo się od wiosny do lata:
Po wypełnieniu masztu przyszła pora na wyposażanie. Spisałem Check listę, wstępne rachunki... wyszło dużo za dużo. Plany wiszą na włosku. Szukam, co może być niepotrzebne bądź zbędne. Na odstrzał poszedł bączek — mały ponton. Pozostanę przy zwykłym podarowanym od znajomych. Duży problem do niedawna — zasilanie. Jak napędzić wszystko, co będzie potrzebne ? Lampa topowa nie pobiera wiele energii, jednak AIS swoje potrafi wciągnąć. O pancernym laptopie nie wspomnę, bo 3-4 A to więcej niż ekspres ciśnieniowy :) Kilka nocy spędzam na obliczeniach. Ile tego prądu będzie potrzebne ? Wybór pada na 100-watowy panel oraz akumulator minimum 80 Ah. Z pomocą przychodzi firma Columbus Energy, obiecała zamontować zestaw, który wytrzyma regaty przez Atlantyk. Miło jest dostać wsparcie od najlepszych. Prócz prądu dostałem mnóstwo pozytywnej energii do dalszego działania. Dzięki sprawnej organizacji firmy oraz wielkiej pomocy pani Ewy kilka dni przed wodowaniem Meluzyna otrzymała wspaniały zestaw, o którym napiszę więcej później.
Wodować miałem się w czwartek, jednak plany jak zawsze pozostają tylko planami. Dostałem telefon. Dźwig będzie we wtorek. Po krótkim namyśle stwierdzam, że czas spiąć pośladki i zdążyć. Jak się później okaże, właściwie wiele pracy nie było przed wodowaniem. Jedyne czego żałuję to, że wciąż nie mam okuć na dziobie i rufie. Przy fali byłyby przydatne, jednak wszyscy umiejący spawać albo nie mają czasu, albo chęci :) (nie licząc specjalistów, co za 2 rurki chcą tyle, co za budowę całego jachtu). Jak będę mieć chwilkę, chyba sam do tego siądę. Kuchenka się trzyma do dziś to i kosz dziobowy wytrzyma.
Przed wodowaniem zeszlifowałem dno, położyłem biały poliuretan marki Hempel a 8 godzin później czarny antyporost. Tego drugiego zeszło całe pół litra (czyli tyle, co nic ;) ). Małe zakupy w wiadomym sklepie wszystkich żeglarzy — armatorów i zdobyliśmy pojemnik na nowego AGM-a podarowanego od sponsora. Przyszła pora na liny...
Obliczenia, wyceny... kurcze znów kupa kasy. Kto ma statki, ten ma wydatki. Jak mamy gnać to trzeba odpuścić sobie fały z polipropylenu. Udaję się do sklepu Sail Shop (znalazłem przypadkiem) mają całkiem przyzwoite ceny i miłe podejście do regatowców amatorów. Przy okazji dziękuję za pomoc w doborze lin, bloczków oraz za śrubki ! :)
Z moją Kasią popłynęliśmy na zatokę. Wzięliśmy również udział w Żeglarskim Pucharze Trójmiasta. Rekordów prędkości nie było, jednak świetnie się bawiliśmy i chyba o to chodzi w tych regatach. Myślę, że trochę dużo by opowiadać, więc zamieszczę po prostu zdjęcia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz